Po dluzszej przerwie wracam do pisania bloga. Fakt, ze przewaznie nie mam na to czasu, albo nie chce mi sie, ale uwazam ze warto. Zeby nie zapomniec.
Z Chetumal smignelam do Gwatemali przez Belize. Male panstewko z przepiekna przyroda, duza iloscia czarnych ludzi mowiacych dziwnym angielskim i brzydkim Belize City. Pierwszy raz jechalam autobusem z bagaznikiem na dachu, wiec przez wieksza czesc drogi zastanawialam sie, czy moj plecak jeszcze tam jest. Na granicy Meksyk-Belize poznalam Francuzke Marine (znak rozpoznawczy - miala przy sobie tylko euro, ktorymi probowala zaplacic za przejscie), ktora wysiadla w Belize City, ale o ktorej bedzie jeszcze pozniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz