wtorek, 19 marca 2013

Nica 2

9.03, postanowilismy spelnic nasze marzenia z dziecinstwa o domku na drzewie i pojechalismy do hostelu Poste Rojo, w ktorym wlasnie takie domki byly. Zupelnie po srodku dzungli, z dala od cywilizacji, hostel byl wypelniony prawie w calosci Amerykanami i Australijczykami, a poniewaz byla akurat sobota, to na wieczor szykowala sie duza impreza. Zupelnie niesamowite uczucie: domek zbudowany wokol wielkiego drzewa, malpy skaczace dookola i zupelnie nie bojace sie nas, wszechotaczajace brzeczenie cykad. Wieczor spedzilismy dosc wesolo, a nastepnego dnia David obudzil sie w hamaku z tarantula na szyi. Hm. Troche sie zdziwil.
W niedziele wrocilismy do Granady, a poniewaz hostel Brodata Malpa troche nam jednak podpadl z powodu pluskiew, znalezlismy sobie duzo lepszy, dopiero co otwarty, w ktorym spedzilismy mile popoludnie z nowymi znajomymi robiac owocowe koktajle.
Na nastepne 4 dni (nasze ostatnie dni w Nikaragui) wybralismy sie na wyspe Ometepe na wieeeelkim jeziorze Nicaragua (na ktorym sa wieksze fale niz na Baltyku).
Pierwsze 2 dni w Moyogalpa, gdzie jeden z couchsurfingowych gospodarzy pozwolil nam zostac w swoim hostelu przez 2 noce za darmo, 2 dni w Merida, na poludniowym krancu wyspy. Wyspa sklada sie przede wszystkim z 2 wulkanow: Concepcion i Maderas. Oba sa aktywne, polozone w lesie mglistym (to taka specjalna forma roslinnosci, niezbyt rozpowszechniona na swiecie). Z powodu straszliwego upalu nie udalo nam sie wspiac na zaden, ale ostatecznie kilka wulkanow juz zaliczylismy.  Odwiedzilismy za to zrodla termalne i wspielismy sie spory kawalek po wulkanie Maderas do ogromnego wodospadu.
A potem spakowalismy nasze plecaki i ruszylismy w strone granicy.
Granice sa po prostu obrzydliwe.
Malo kiedy udaje sie je przekroczyc bez problemow, pomimo ze naprawde nic zlego czy nielegalnego nie robimy! Zeby wyjechac z Nikaraguy musielismy zaplacic w 2 roznych punktach i to zdecydowanie za duzo, zeby wjechac do Kostaryki co prawda placic nie musielismy, ale za to wize dostalismy tylko na 10 dni, bo nie posiadamy powrotnego biletu samolotowego lub autobusowego (zaproponowano nam zakup takowego na granicy, za jedyne 25 dolarow. Nikogo nie interesowalo ze nie zamierzamy z niego nigdy skorzystac).

Podsumowujac, Nikaragua jest ok, ale to nie moj ulubiony kraj. Spotkalismy sporo naprawde milych, pomocnych ludzi, ale w zadnym innym kraju nie mielismy tyle problemow z przemieszczaniem sie. Specjalne turystyczne ceny w autobusach, dodatkowe oplaty za plecaki, portowa oplata dla obcokrajowcow.... A dotego gory smieci po kazdej stronie kazdej drogi, straszny balagan wszedzie i jakos tak nic specjalnego.... Moj nr 1 to caly czas Gwatemala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz